Jak by tu delikatnie zacząć?
Hmm... Belgia jest dziwna. Dla osób które specjalnie nie interesowały się tym krajem, kojarzy się on pewnie z Brukselą, stolicą Europy, Komisją Europejską, Parlamentem, szczytami budżetowymi. No i z piwem. Oraz czekoladkami. I frytkami z majonezem.
Bardziej zorientowani wiedzą pewnie że Belgia ma trzy oficjalne języki i dzieli się zasadniczo na dwie części - Walonię (francuskojęzyczną) oraz Flandrię (w której mówi się po holendersku). Jest jeszcze Bruksela, która jest dwujęzyczna oraz małe enklawy niemieckojęzyczne.
Takie nagromadzenie różnych narodowości w jednym kraju spowodowało że system polityczny jest tu nieprawdopodobnie skomplikowany i, nie bójmy się tego powiedzieć, jeszcze bardziej popaprany niż w Polsce ;-)
Poza rządem centralnym istnieje jeszcze sześć innych rządów i parlamentów (o tym więcej w filmiku), które często są prawie tak silne jak rząd centralny. Ludzie we Flandrii mogą mówić tylko po holendersku i głosować tylko na flandryjskie partie, podobnie jak ludzie w Walonii. Jako że obydwie części się nie znoszą i roszczą wobec siebie pretensje o wiele spraw - głównie o to że Flandria, jako region bogatszy musi wspierać biedniejszą Walonię (ta zmiana dokonała się w ciągu ostatnich 30 lat, przedtem było dokładnie odwrotnie) - kraj znajduje się w stanie stałego kryzysu politycznego. Warto odnotować że to właśnie w Belgii padł rekord świata w długości okresu bez powołania rządu - przez ponad 18 miesięcy politycy nie mogli się porozumieć i sformować gabinetu. Dłużej niż w Iraku po obaleniu Saddama Husajna! Co ciekawe, w zgodnej opinii obywateli kraj funkcjonował wtedy wyjątkowo dobrze (pod przywództwem starego, odwołanego rządu).
Takich paradoksów jest więcej, a żeby Was więcej nie zanudzać, zapraszam do obejrzenia obiecanego filmiku, który stanowi doskonałe wprowadzenie w tematykę Belgii :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz